Wednesday, 25 December 2013

'It's beginning to look a lot like Christmas'

W radiu słychać już tylko piosenki świąteczne takie jakie właśnie ta z tytułu dzisiejszego postu oraz wszystkich innych pięknych amerykańskich i brytyjskich piosenek. Oczywiście w noc wigilijną nie zamierzam amerykanizować (?) mojej rodziny i tradycyjnie włączamy polskie kolędy.
The radio (when I talk about the radio it can only be haart as it is my favourite - even though they are playing the same songs over and over again) is playing only christmas songs such as the one from my post title and also all of the american and british songs. However, during the christmas eve I'm not going to make my family feel american and we will be playing all the traditional polish christmas carols that night. 


Dzisiejszy post jest połączeniem czwartej stylizacji na moim blogu, oraz życzeniem wam wesołych ŚWIĄT. 
Today's post is a mixture of the fourth 'outfit' on my blog and wishing you all a very merry CHRISTMAS.


Swoją sukienkę zakupiłam już w październiku, ale oczywiście z racji tego, że nie zwykłam nosić tego typu rzeczy to wisiała w szafie i czekała na okazję (chociaż przyznam, że kupiłam ją właśnie ze względu na święta). Nie chwaląc się uważam, że prezentowałam się w niej znakomicie, a rzadko kiedy to mówię. Najbardziej podoba mi się kolor tejże sukienki - taki dziewczęcy - pastelowy i chociaż nie jestem fanką takich kolorów to w tym wydaniu strasznie mi się podoba. Uwielbiam też ten przesłodki biały kołnierzyk, który świetnie pasuje do kroju tej sukienki.
I've bought my dress in the middle of october but to be honest I don't really like to wear stuff like that so it did had to wait for a good ocasion for me yo wear it - and Christmas is definitevely one of them. In my opinion the dress looks amazing on my and I dont say it often - only because I hate my body. However, the best thing about this dress is obviously the very girly pastel colour and even though I'm not the biggest fan of colours like that, I think it suits me well. I also love this cute white collar, which in my opinion looks fantastic.
/Ostatnio strasznie polubiłam nową piosenką Lily Allen - Somewhere only we know, która została napisana i nagrana dla najnowszej reklamy Johna Lewisa, która jest genialna - opowiada o niedźwiadku, który nigdy nie widział świąt, więc jeżeli macie ochotę spojrzeć to wystarczy w swoje przeglądarki  yt wpisać John Lewis a bear and a hare.
Lately, my favorite song is the new Lily Allen - Somewhere only we know, which was written and recorded for the newest John Lewis Ad, which is just fantastic - basically it's about a bear who had never seen christmas. So.. If you haven't watched it than i recommend you to do so - it is called John Lewis a bear and a hare. 

Polish traditional Christmas Eve Dinner, which I love to death...
Mój post dobiega końca, więc chciałabym wam wszystkim życzyć Wesołych Świąt oraz jak najbardziej szczęśliwego nowego roku, który mam nadzieje przyniesie nam wszystkich wiele radości i jak najmniej smutku. Buziaczki :*
So.. As my post is ending here, I wanted to wish all of you a very Merry Christmas and a Happy New Year, which *I hope* will bring all of us a lot of happiness and not as much sad moments as the last one probably did. Love You all :* 

Sukienka/ Dress - River Island
Sweterek/ Cardigan - H&M

Saturday, 14 December 2013

A little bit of Christmas

Nie lubię kiedy ludzie zaczynają dekorować swoje domy i (co gorsze) sklepy na święta na początku listopada. Nasza tradycja bardzo różni się od tej angielskiej, tutaj o tej porze roku już prawie wszyscy mają ubrane choinki, a my spokojnie czekamy na chociaż połowę grudnia.
I hate when people are starting to decorate their houses with christmas lights and (what's even worse for me) the shops in nearly november. Our polish tradition is a lot different even when it comes to decoreting the tree, we usually do it few days before 24th of December and it stays with us until the late January (or 2nd February).  




Mieszkam jednak w Wielkiej Brytanii i trochę szybciej mnie nabiera ochotę na tę całą świąteczną sielankę.
However, I live in the United Kingdom so I've decided to start with this whole christmas thing a little bit earlier. 
Dzisiaj pokażę wam mój pokój w Świątecznych dekoracjach i opowiem o różnicach między naszą i angielską tradycją (kilka małych drobiazgów).
Today I will show you my room with Christmas decorations and I will talk to you about the differences between Polish and English traditions (just one or two). 



Nie wiem za dużo o angielskich potrawach, ale indyk to ich ulubione mięso.
I don't really know a lot about english meals but they love turkey. 



U nas na czubek choinki wiesza się zazwyczaj gwiazdkę, a Anglikom szczęście przynoszą aniołki.
Polish people put a star on the top of the tree but english people prefer the angels. 






Kiedy Anglicy otwierają prezenty? W poranek 25 grudnia - i te skarpetowe jak i te spod choinki.
When Polish people are opening their presents? On the Christmas Eve after the most amazing dinner in the year. 




Anglicy uwielbiają piosenki świąteczne, ale kolęd też słuchają - na przykład naszą chichą noc. / Święta Bożego Narodzenia to mój ulubiony czas w roku, więc strasznie mi smutno kiedy się kończą i trzeba czekać cały rok na następne.
Polish people are listeting to a lot of different christmas carols like the polish version of silent night, which you can find on youtube if you're interested./ Christmas is my favourite time of the year so I'm really sad when they are over and I have to wait another year for the next one. 



Angielski ptaszek popularny w okresie świątecznym to rudzik, który jest prześliczny, a jego angielska nazwa to 'robin' - brzmi równie słodko.
Robin is not that popular in poland but we call him 'rudzik' - cute huh?!



Nawet ksiązki świątecze mnie do sobie przekonały...
I even love christmas books.... 



A rufold czerwono-nosy to mój ulubiony renifer (tę piosenkę też kocham).
Rudolph the red nosed reindeer is my favourite reindeer (i love the song about him, it's my personal favourite). 









Tynja

Saturday, 16 November 2013

Makeup storage, czyli gdzie przechowuję kosmetyki

Dzisiaj postanowiłam napisać o czymś zupełnie innym niż w moim ostatnim poście, a że niestety pogoda nie pozwala mi wyjść na dwór, aby porobić jakieś wspaniałe jesiennie zdjęcia to pomyślałam, że pokazanie wam gdzie i jak przechowuję kosmetyki będzie dobrym rozwiązaniem. 
Today I've decided to post something a little bit different than before and as the weather is not allowing me to go outside to take some amazing fall photos, I thought 'why not to show them my very little makeup collection?'. 



Pamiętam jak dziś kiedy kupowałam swój pierwszy pędzel - były to czasy kiedy zainteresowałam się oglądaniem filmów na youtubie. Nie mając za dużo pieniędzy weszłam do bootsa (drogeria, którą porównałabym do naszego rossmanna) i wzięłam pędzel do pudru z różową rączką. Nie pamiętam, ani ceny, ani nawet firmy, ale wiem, że jego używanie sprawiało mi ogromną radość. 
I remember the day when i bought my first makeup brush - it was just about the same time when I started to watch beauty videos on youtube. I didn't had a lot of money but I took the brush that I liked the most, it was a pink powder brush (or kabuki brush) and I don't remember the brand of it. 




Uwielbiam zapach tuszu do rzęs.... 
The smell of mascara is my favourite... 


(aparat uchwyci nawet taki kurz, którego gołym okiem nie widać..)

Jestem ogromnym fanem szminek i chociaż wciąż nie mam ich jakiejś wielkiej ilości to staram się rozważniej wybierać kolory, a tak w ogóle to moimi ulubionymi są te od Kate Moss z Rimmela +mam również jedną z MAC'a :) 
I'm the biggest fan of lipstick ever and my collection is probably very small but that because of the fact I'm trying to choose colours that will fit me better (and there's not a lot of them). By the way - I love the Kate Moss lipsticks so much + I also have one from MAC. 




Nie posiadam za wiele perfum, ale za to mam dużo mgiełek do ciała od avonu, których jestem fanką odkąd tylko pamiętam. + bardzo podobają mi się ich nowe buteleczki.
I'm a huge fan of avon body sprays (or whatever you call it) and I think I have the biggest collection of them +I really like the new 100ml bottles)




Podkłady, pudry, bronzery, róż 
foundation, powders, blushers, bronzers





+ Dla upiększenia mojego małego kącika:
/for making my dressing table, or dressing area looking even better:



Tynja

Thursday, 24 October 2013

Jesienne ciepłe dni


Mieszkanie w Wielkiej Brytanii jest całkiem przyjemne, ale pogoda jest raczej czymś na co się narzeka bardzo często - chyba najczęściej ze wszystkiego na co naprawdę może narzekać człowiek. Przez ostatnie dni panuje tutaj prawdziwa angielska jesień, ale bez większego entuzjazmu, ponieważ nie wygląda ona tak pięknie i uroczo jak w Polsce. Na drzewach cały czas widać zielone liście, albo w lekko jesiennych kolorach i może można byłoby nazwać to cudowną pogodą na tę porę roku, ale deszcz niszczy zupełnie wszystko. Je od kilku już tygodni noszę gruby szalik, czapkę i zimowy płaszcz, ale zdarzają się wyjątki takie jak dzisiejszego dnia, że aż chce się wybiec z domu i nie wracać, nacieszyć się tą pogodą bo nie wiadomo kiedy znowu będzie taka piękna. 


 Jestem osobą, która jesieni nie lubi, albo nawet nienawidzi. Zdecydowanie bardziej wolę zimę, ale tę angielską - ciepłą i bez większych ilości śniegu. Jak już wcześniej wspomniałam u nas w miesiącach od września do późnego listopada, albo nawet wczesnego grudnia ciągle pada, natomiast zimą deszcz nie jest tak gwałtowny, ani tak częsty.
Gdy rano wstałam z łóżka to nie mogłam uwierzyć w to co widzę za oknem mojego pokoju. Słońce, piękne jasne niebo i białe chmury wyglądające jak wielkie poduszki sprawiły, że od razu otworzyłam okno i poczułam zapach przypominający ten z okresu wczesnej wiosny - taki świeży, który sprawia, że aż chce się żyć. W taką pogodę człowieka  nie ma prawa dopaść monotonia, więc jest to chyba najlepszy czas na odrabianie zaległości w szkole, albo tak jak w moim przypadku - pisanie pozytywnego posta na blogu.
Uśmiech dosłownie nie schodzi z twarzy, a jutro pewnie znowu wstanę zła z powodu deszczu, ale trzymam kciuki, że może ta dzisiejsza pogoda utrzyma się jeszcze przez jakiś czas.


Co mam na sobie?
Kurtka skórzana: H&M
T-shirt : River Island 
Spodnie: H&M
Dodatki: H&M, Primark
Torebka: second hand (nieznana marka)

+teraz możecie mnie śledzić również na bloglovin'
+zapraszam wszystkich do mikołajkowej wymiany u http://xladymonroex.blogspot.co.uk/


by Tynjaa

Monday, 21 October 2013

ZBIORCZY HAUL JESIEŃ-ZIMA'13

Na moim blogu nigdy nie było haulu (nie wiem czy tak właśnie powinnam to napisać, ale niech będzie jak jest) i postanowiłam skorzystać z okazji, że dziś wybrałam się na całkiem zimowe zakupy - całkiem spontaniczne. W każdym bądź razie oto rzeczy, które kupiłam:


Na samym początku odwiedziłam Primark (to, że tu weszłyśmy to całkowita wina mojej siostry - w ogóle całe te zakupy to jej wina...). 


Granatowa czapka z pomponem jest już drugą, którą zakupiłam w tym roku - nawet nie ma jeszcze zimy, a ja już musiałam lecieć po nową czapkę. Obok czapki leżą sobie cieplutkie szare rajtuzy, które są najcudowniejszym wynalazkiem świata na zimę! Ubieram je pod legginsy, a także pod jeansy i zawsze jest mi cieplutko i wygodnie. Cosy slipper boot to coś w stylu skarpetko-kapci, które są mega miękkie, wygodne i cieplutkie nawet na najgorszą zimę, której w Anglii nie trzeba się zbytnio obawiać. Rękawiczki? Takowe przydają się każdemu i jest to raczej niezbędnik każdej zimy. W tych zakochałam się od pierwszego wejrzenia i nie mogłam ich tam zostawić :( 




Koszulka, która sprawi, że będę mogła uratować świat, poduszka do mojego nowego pokoju (dzisiaj oglądaliśmy jeden dom i się zakochałam, trzymam kciuki bo jutro dajemy znać i może wpłacimy kaucję), ostanim zakupem sa zwykłe baleriny, które zawsze się przydadzą. :) 


Następnym naszym przystankiem był H&M, który jest zdecydowanie moim ulubionym sklepem, ponieważ jest dość tani, a jakość ubrań jest zdecydowanie lepsza niż w Primarku. Tak czy owak tutaj zakupiłam trzy pary skarpetek (po przyniesieniu do domu moja mama stwierdziła, że białe kupiłam jej.. eh te mamy). Dwa pierścionki, które średnio na tym zdjęciu widać, ale są to najzwyklejsze pierścionki z małymi kryształkami, jeden jest w kolorze złotym, a drugi w srebrnym. Szalik, czy chusta to również jesienno-zimowy zakup, który przyda się również na wiosnę! Podoba mi się jego jasny kolor, który rozjaśni tę szarą porę roku. 


Tesco - poszłam oddać sok, a wyszłam z koszulą (nie oddałam soku, ponieważ zapomniałam go ze sobą zabrać - brawo ja). Marzyłam o takiej koszuli i w końcu ją kupiłam - tyle na ten temat. 


To są zakupy sprzed kilku tygodni, ale postanowiłam je wam pokazać. Jeżeli chodzi o lampki i baterie to zakup na nowy pokój, a sztućce na nowy dom (dziecięce, ponieważ takimi mi się je bradzo wygodnie). 


Pierwsza czerwona szmina w moim posiadaniu. :)

by tynjaa

Wednesday, 25 September 2013

50 km piechotą...

Stwierdziłam, że nie ma idealnego pierwszego wpisu, który sprawi, że ludzie nagle zakochają się w czyimś blogu i będą go czytać tak jak jego autor by sobie wymarzył, ale z racji tego, że nie warto się poddawać i trzeba walczyć o swoje marzenia i próbować je realizować choćby było to najtrudniejszą rzeczą na całym świecie, ja spróbuję swoich sił właśnie dzisiaj... Powiecie, że przecież nie jest to pierwszy mój wpis na tym blogu, ale chyba tak powinien być on postrzegany po przerwie dłuższej niż długość życia żółwia - nie wiem czemu wspominam akurat o nim przy zakańczaniu najdziwniejszego wstępu jaki może mieć post.



Siódmy sierpnia
Tego dnia wyruszyłam w podróż mojego życia i chociaż większość ludzi na tym świecie powie, że to kompletnie nic wielkiego i nie wiedzą dlaczego było to dla mnie tak wielkim wydarzeniem to i tak stwierdzam, że warto bo może jakaś maleńka garstka ludzi będzie się temu wczytywać z emocjami z jakimi to właśnie piszę.
Na ten wyjazd przygotowywałam się bardzo długi czas. Na początku raczej psychicznie, a dopiero później fizycznie. Przeglądnęłam mnóstwo stron o tym jak się do takiego wyjazdu przygotować, co ze sobą zabrać, ile ze sobą wziąć i co mi sie kompletnie nie przyda.
Myślę, że teraz powinnam napisać o co mi dokładnie chodzi i czym się, aż tak ekscytuję. Tak więc jest to nic innego jak złazy górskie, dokładnie tak jak przeczytaliście, choć nie jestem pewna czy aby na pewno tak to się poprawnie nazywa. Dla osób, które nigdy nie miały z tym styczności potrzebne jest szybkie wytłumaczenie: złazy (które tak będę nazywać) są wycieczką po górach, zwykle kilku dniową. Potrzebny jest nam jakiś wielki plecak turystyczny ze stelażem (około 60 litrów), wygodne buty, inne części garderoby i oczywiście mapa, gdyż spędzamy w górach dobre kilka dni i nocy.
My wybraliśmy Karkonosze i Góry Izerskie, czyli Sudety. Pierwszego dnia przeszliśmy zdecydowanie największy kawałek, bo aż ze Świeradowa Zdrój do Jakuszyc, czyli około 19km szlakiem. Była to długa i męcząca podróż, ponieważ wcześniej żadne z nas nie miało okazji dźwigać takiego bagażu, ani nawet iść pieszo przez tyle kilometrów. Niestety nie był to najciekawszy odcinek naszej podróży, ponieważ ani widoki, ani szlak ogółem nie były najpiękniejsze, ale czego sie spodziewać po tej niższej części gór. W życiu się tak strasznie nie zmęczyłam, ale mogę z przyjemnością stwierdzić, że położenie się na łóżku po tak męczącej i długiej podróży to najcudowniejsza rzecz na świecie - przysięgam. Tej nocy spaliśmy z leśniczówce i pomimo nazwy było tam na prawdę miło i wygodnie, jedynym mankamentem może być fakt, że nie było tam żadnej jadalni (oprócz kuchni, ale kto by miał czas na gotowanie), ale udało nam się wykupić śniadanie i kolację w pobliskim hotelu.
Z samego rana ruszyliśmy w kolejną podróż, ale tym razem o wiele krótszą trasą, a mianowicie 8km szlakiem zielonym pod górę. Kolejny dzień udał nam się świetnie i już tutaj można było podziwiać widoki i roślinność górską. Po drodze zatrzymaliśmy się przy źródle i chłodziliśmy w nim piwa - możecie nie wierzyć, ale na prawdę podziałało. W każdym bądź razie nie o tym przecież miałam pisać... W szybkim tempie doszliśmy do Hali Szrenickiej, więc mogliśmy z uśmiechem na twarzy zjeść obiad, bez pośpiechu umyć się i usiąść z piwem na murku przed tym schroniskiem i podziwiać te piękne widoki (w kapciach bo przecież one najwygodniejsze). Niestety ten nocleg nie był najlepszy i kompletnie się nie wyspałam, ale co zrobić, przecież to nie pięcio gwiazdkowy hotel.
Kolejny dzień, kolejny poranek w górach.. Tego dnia wstaliśmy wcześnie, ponieważ znowu czekała nas długa wspinaczka, aż do Strzechy Akademickiej przez wszystkie wyższe szczyty (końskie łby, twarożnik, śnieżne kotły etc.) Niestety nie udało nam się to z powodu pogody i doszliśmy tylko do Schroniska Odrodzenie, które z początku w ogóle nam się nie spodobało (między innymi dlatego, że z powodu mgły i deszczu kompletnie nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy), ale robili tam cudowne pierogi pod kołderką i mieli bardzo wygodne łóżka i miękką pościel. Tego dnia przeszliśmy tylko 12,5km, ale i tak było bardzo fajnie.
Kolejnego ranka za oknem znowu było słonecznie i prawie nie widać mgły. Tego dnia przeliśmy kolejne 15-18km, aż do Karpacza przez samotnię (sęk w tym, że górą i po prawdzie to trochę na około). Prawdę mówiąc to trzeciego dnia powinniśmy mieć najlepsze widoki, ale niestety z powodu pogody to czwartego były najpiękniejsze. Nawet nie wiecie jak za nimi tęsknię, ani jak bardzo tęsknię za oscypkami i za wszystkiem innym co związane z górami i wakacjami ogólnie. Życie osiemnastolatki i osoby zarabiającej pieniądze jest cudowne, można spędzić wakacje tak jak się chce i bez większych ograniczeń.



Sunday, 24 February 2013

Leavesden Studios Part1



Moje obecne miejsce zamieszkania od Watford dzieli niecałe osiemnaście mil, a przecież każdy fan Rowling orientuje się co właśnie pod tym miastem się znajduje... Według mnie nie ma 'największych', czy 'najwierniejszych' fanów jej książek, czy filmów na ich podstawie. Na pewno są jednak prawdziwi fani, ale nie tylko tacy, którzy byli z Harrym od samego początku, a wszyscy, którzy kochają i szanują go z całego serca, na prawdę i na zawsze...
Leavesden jest stosunkowo małą miejscowością znaną przede wszystkim z faktu, iż kręconą tam wszystkie osiem filmów o młodym czarodzieju- Harry'm Potter'ze. Warner Bros całkowicie wykupiło studio w 2010 roku i od tamtej pory pełną nazwą jest właśnie Warner Bros. Studios. 


O tej wycieczce marzyłam długi czas (jeszcze przed wielkim otwarciem wiedziałam, że kiedyś tam na pewno pojadę), ale nigdy nie miałam (w sumie to nie mieliśmy) czasu, aby to marzenie spełnić. Jednak moja kochana mamusia postanowiła zrobić nam niespodziankę i kupiłyśmy bilety. 
Nie jestem w stanie opisać tego uczucia, gdy moim oczom ujrzało się te cudowne studio, które wbrew pozorom jest przeogromne - dokładnie takie, o jakim opowiadał Robert w jednym z wywiadów. Ponoć człowiek doznaje 'motylków w brzuchu' gdy się zakochuje - mnie przyszło odczuwać to fantastyczne uczucie przez cały pobyt w Warner Bros. Studio Tour. 




Pani, która oddawała nam w ręce bilety była tak miła, że zapytała się, czy chcemy więcej niż jeden paszport - chyba poznała, że jestem ogromną fanką. Poza tym trafiliśmy na tydzień różdżek, o którym (nie martwcie się) opowiem w później. Ustawiliśmy się w kolejkę i czekaliśmy, aż w końcu nas wpuszczą do środka - na szczęście podczas czekania mogliśmy głębiej przyjrzeć się różnego rodzaju zdjęciom i komórce pod schodami, a pod sam koniec dostaliśmy kilka cennych (w niektórych momentach śmiesznych) rad od pracowników muzeum.
Na samym początku weszliśmy do pierwszej sali, którą nazwałabym 'poczekalnią', aż poprzednia grupa wyjdzie z kolejnej. Mogliśmy tam oglądać plakaty poszczególnych części filmu w różnych językach - między innymi w polskim. Później kilka słów od naszego przewodnika i krótki film, o tym jak powstała ta cudowna historia. Za kolejnymi drzwiami znajdowało się małe kino, w którym znowu dowiedzieliśmy się trochę o muzeum, oraz o filmie. Mój mały przystojniak siedział mi na kolanach powtarzając, że się boi, ale że mu się podoba. Poza tym to nauczyłyśmy go mówić 'Harry Potter' - rośnie nam kolejny fan. 
Następnie ekran kina podniósł się wysoko w górę, a naszym oczom ujrzały się drzwi... Dokładnie te same drzwi, które prowadzą do WIELKIEJ SALI. Nasza przewodniczka powiedziała 'Welcome to Hogwarts', a ja poczułam się dokładnie jak Harry, Ron, Hermiona, oraz reszta uczniów w pierwszej części o Kamieniu Filozoficznym. Nasza przewodniczka po raz ostatni opowiedziała nam troszkę o tym magicznym miejscu, oraz dodała kilka wspaniałych ciekawostek między innymi o podłodze, którą można znaleźć w wielu starych Brytyjskich zamkach i kościołach. Wiedzieliście, że w sali tak na prawdę znajdują się tylko dwa długie stoły? Albo, że Snape nigdy nie zmieniał swojego kostiumu? Oczywiście ktoś taki jak ja musiał poodtykać wszystkiego co znajdowało się na stołach.. Z sali wyszliśmy praktycznie ostatni, po czym udaliśmy się do reszty tego wspaniałego miejsca. 




Tuesday, 5 February 2013

Smells like photography

 Mogę śmiało powiedzieć, że jestem blogowiczką o tysiącach zainteresowań. Miłośniczka spacerów, a nawet wspinaczek górskich, damska wersja 'kibola' żużlowego, maniaczka czytania książek, oraz słuchania muzyki - chociaż w środowisku (tudzież przy nieznajomych osobnikach płci przeciwnej) uchodzę raczej za maniaczkę zespołu One Direction, czy przeboju 'baby' niż za fankę Green Day'a, starej i punkowej Avril Lavigne, czy Maroon5. Jest tak dlatego, że oprócz tych całkiem 'męskich' zdolności kocham makijaż, modę i...fotografię. 


Zdaję sobie jednak sprawę, że jeszcze daleko mi do profesjonalnego fotografa (typu Christian Ploeger, czy nawet osiedlowy fotograf weselny), ale używam zwykłego Pentax, w dodatku bez żadnych dodatkowych obiektywów, czy innych dodatków. Ten 'profesjonalny' fotograf mnóstwo różnych kamer, statywów, oraz rzeczy, o których moje (w tym wypadku) 'nędzne' ucho nie było w stanie usłyszeć. A ja? Nietypowa, ale jednak zwykła nastolatka umiem jedynie ustawić ostrość. Jednak jest we mnie coś co sprawia, że wybiegam z tłumu tych 'zwyczajnych' i 'nieprofesjonalnych', ponieważ wiem jak trzeba zrobić zdjęcie, aby zaciekawić ludzkie oko, a przede wszystkim - zabawa z aparatem w ręku sprawia mi ogromną przyjemność.  

         
 Uważam, że powinniśmy korzystać ze wszystkiego co zostało dla nas stworzone. Chcesz palić papierosy? Rób to jeżeli nie przeszkadzają Ci tego konsekwencje. Chcesz brać narkotyki? Rób to, ale trzymaj się z daleka ode mnie. Chcesz wspinać się po drzewach nawet pomimo swojego dorosłego wieku? Rób to. Chcesz fotografować wszystko w około? Rób to. Chcesz założyć wspaniały dom? Zrób to. Chcesz spełnić wszystkie swoje marzenia? Dąż do tego, a na pewno nie pożałujesz bo wiecie co? Życie mamy tylko i wyłącznie jedno, więc korzystajmy z niego, bierzmy garściami póki możemy, póki jesteśmy zdrowi, bierzmy to czego inni tak strasznie się boją, pokażmy, że wcale nie potrzeba 'umieć', lecz warto 'próbować'. Najlepsza metoda na udane życie? Najprostsza, a mianowicie popularna metoda prób i błędów, ponieważ człowiek powinien umieć uczyć się poprzez własne potknięcia, a nie wpatrywanie się  innych. Nie umiesz czegoś zrobić, ale o tym marzysz? Próbuj, a na pewno Ci się uda...